Miasteczko Blackwood od zawsze było uważane za spokojne miejsce, gdzie wszyscy się znali i nikt nie obawiał się o swoje bezpieczeństwo. Położone na skraju gęstych lasów, zbudowane na fundamentach starych legend i zapomnianych tajemnic, stanowiło ostoję dla ludzi szukających wytchnienia od wielkomiejskiego zgiełku. Ale pod tą sielankową fasadą kryło się coś, o czym nikt nie chciał mówić. Coś, co od wieków czaiło się w cieniu, czekając na swój moment.
Legenda o klątwie Blackwood była tematem licznych opowieści przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Stare kobiety szeptały o niej przy kuchennych stołach, a dzieci straszono nią w deszczowe noce. Mówiono, że przed setkami lat w lesie otaczającym miasteczko doszło do tragedii – grupa osadników, chcąc oczyścić ziemię z tego, co uważali za złe duchy, podpaliła dom kobiety oskarżanej o czary. Nikt nie wiedział, kim naprawdę była, ale jedno było pewne – jej ostatnie słowa były przekleństwem rzuconym na Blackwood.
Od tamtej pory, co kilka dekad, w miasteczku działo się coś niewytłumaczalnego. Ludzie znikali bez śladu, zwierzęta umierały w tajemniczych okolicznościach, a niebo czasami przybierało odcień krwistoczerwony, jakby płonęło od środka. Z każdym pokoleniem strach malał, zamieniając się w miejską legendę, aż w końcu nikt już nie traktował tego na poważnie. Jednak niektórzy wciąż pamiętali.
Gdy Noah Carter wrócił do Blackwood po latach nieobecności, miał nadzieję na nowy początek. Opuszczając miasteczko jako nastolatek, nie przypuszczał, że los zaciągnie go z powrotem w miejsce, które w jego wspomnieniach było niczym z mrocznego koszmaru. Zawsze wiedział, że coś w Blackwood nie grało – dziwne zniknięcia, szepczące głosy w nocy, stare podania o czarownicach i duchach, które starszyzna traktowała jak zwykłe bajki dla dzieci. Odkąd się wyprowadził jego noce przepełnione były koszmarami. Widział w nich stare czerwone drzwi, kiedy tylko próbował je otworzyć budził się i myślał o swoich rodzinnych stronach. Postanowił wrócić i rozprawić się z przeszłością.
Jednak gdy tylko postawił stopę w rodzinnym domu, w którym od lat nikt nie mieszkał, poczuł coś, czego nie potrafił wytłumaczyć – lodowaty dotyk nieznanej obecności. Powietrze było ciężkie, jakby samo miasteczko wstrzymywało oddech na jego widok. A gdy tej nocy, wśród szalejącej burzy, usłyszał szept dochodzący zza okna, zrozumiał, że nie wrócił tu przypadkiem. Coś na niego czekało. Coś, co nigdy nie odeszło.