Czy to na pewno był dobry pomysł? Pierwszego dnia Noah postanowił udać się na spacer uliczkami miasta, a dokładniej w okolice klifu, gdzie w ruinach domu, a raczej ich pozostałościach lubił patrzeć w dal, w otaczające go morze i ciemny stary las. Idąc ulicami Blackwood miał wrażenie jakby mijający go mieszkańcy patrzyli na niego z nieufnością, tak jakby jego obecność budziła w nich strach, a u niektórych wręcz przerażenie. Dotarł na miejsce z ruin nie zostało już praktycznie nic. Przypomniał sobie jak wraz ze swoją ekipą przesiadywali tam do wieczora, śmiali się, żartowali. Spojrzał na głaz na skraju urwiska i napis, który w nim wyryli – Ekipa straconych – byli grupką 4 przyjaciół, którzy uważani byli za straconych lub też zatraconych miało na to wpływ wiele sytuacji. Nie byli najspokojniejszymi nastolatkami, wręcz przeciwnie byli buntownikami. Zapadał zmrok, to miasto nocą nie należało do najprzyjemniejszych. Wszechobecny mrok wzmagał wyobraźnię, a może to nie była wyobraźnia? Wracając spotkał okolicznego księdza – nigdy się nie lubili – podszedł bliżej niego. Ks. Jonathan stał wraz ze swoim czarnym owczarkiem niemieckim, który szczerząc swoje kły ujadał niesamowicie.

– Zabierz tą bestię – powiedział Noah
– On wyczuwa zło, którym Ty jesteś, lub które podąża za Tobą – odparł ksiądz – Nie szukaj odpowiedzi, chłopcze. Nie budź tego, co zasnęło, a najlepiej odejdź i nigdy tu nie wracaj!

Ale było już za późno. Klątwa znów dawała o sobie znać. A Noah musiał dowiedzieć się, dlaczego wszyscy milczeli i co tak naprawdę skrywało Blackwood.

Po dziwnej rozmowie z księdzem Noah udał się w kierunku domu. Idąc ciemnymi ulicami Blackwood czuł się obserwowany, choć tak naprawdę miasteczko świeciło pustką. Odwrócił się, coś nie dawało mu spokoju, między latarniami delikatnie rozświetlającymi ulice spostrzegł cień.

– Kto tam jest? – krzyknął drżącym głosem, jednak w oddali słychać było tylko niewyobrażalną, głuchą ciszę. Czy ktoś go śledził, a może to coś więcej niż tylko człowiek… Powoli zaczął zastanawiać się, czy powrót do rodzinnego miasta był dobrym pomysłem. Jednocześnie jednak wiedział, że nie mógł pozostać tam, gdzie był.

W końcu dotarł do swojego domu, odkrył, że drzwi są uchylone, nie przypominał sobie, żeby tak je zostawił. Otworzył je szerzej i na ścianie ujrzał symbol. Już kiedyś go widział, nie mógł sobie tylko uświadomić gdzie.

Ta noc nie należała do najspokojniejszych. Najpierw Noah nie mógł zasnąć, myśląc o tym wszystkim, co go dziś spotkało. Jednocześnie bał się zamknąć oczy, żeby koszmary nie powróciły. W końcu zasnął i znowu te drzwi… Coś jednak tym razem było inaczej, coś się zmieniło, nie wszystko było jak do tej pory. Byli tam oni, Ekipa Straconych, ale wyglądali inaczej niż zawsze. Noah przebudził się i chciał się podnieść, jednak coś mu nie pozwalało ruszyć się z łóżka, jakby jakaś siła trzymała go, dociskała wręcz. Nagle w głębi pokoju zobaczył coś – postać, bliżej nieokreśloną, stojącą w rogu. Widząc jej błyszczące oczy, czuł jeszcze większy niepokój, przerażenie.

– Pewnie nadal śnię – pomyślał. Nagle poczuł ból, zerwał się z łóżka, teraz już nie spał. Jednak ból pozostał. Idąc do łazienki, spostrzegł ślady na swoim ciele, które sugerowały, że to nie był tylko sen.